„Prawdziwy” katolicyzm. Wolność wyznania „made in Poland”.
by Sandro
by Sandro
Polska, nasz kochany kraj. Ojczyzna wielkich czynów i mężnych bohaterów, której historia, to, zwłaszcza przez ostatnie 200 lat, wielka walka o wolność. I oto wywalczyliśmy niepodległość, uwolniliśmy się z Bloku Wschodniego. Ba! Nawet to nam przypisywany jest najistotniejszy udział w rozpadzie ZSRR. Nic, tylko cieszyć się z wywalczonej wielkim trudem wolności słowa, opinii i… wyznania? Otóż to – wolność wyznania…
Ale zacznijmy od początku. W 966 roku Polska przyjmuje chrzest i staje się państwem chrześcijańskim. Kolejni władcy zasiewają w duszach poddanych ziarno bogobojności, prosty lud wkrótce z otwartymi rękoma przyjmuje nowego Boga. W końcu dzięki niemu nie dość, że przestali nam zagrażać Niemcy, to jeszcze zyskaliśmy protekcję Cesarza. Jakież to było wygodne. Ale lata mijają, dochodzi do pierwszej i drugiej schizmy, niektóre wyznania chrześcijańskie idą z duchem czasu, a my, pozostając przy katolicyzmie nadal tkwimy w głębokim średniowieczu. Wiara w Polakach narasta, staje się filarem zarówno dla ludu, jak i władzy. A tę ostatnią zyskuje sam kościół z czasem stając sę coraz potężniejszą instytucją, co więcej zwolnioną od podatków. Gdzieś tam w XVI wieku w Toruniu jakiś astronom nazwiskiem Kopernik ujawnia teorię, która przeczy niepodważalnej przecież nauce kościoła – mało brakuje, a spłonąłby na stosie. Na szczęście skończyło się na wepchnięciu jego dzieła w poczet ksiąg zakazanych. I tak kościół polski dalej wzrasta wraz z państwem, żyjąc w cudownej symbiozie. Ale wieki chwały Rzeczypospolitej kiedyś musiały się skończyć. Ludowi przyszło walczyć o wolność, gdyż swe brudne łapy położyli na naszych ziemiach trzej sąsiedzi. Od rozbiorów zaczyna się era praktycznego wymazania Polski z map. Wtedy wiara miała dość istotne znaczenie, gdyż Maryja Królowa Polski dodawała otuchy i nadziei na zmartwychwstanie swego ukochanego państwa. W końcu, po stu dwudziestu trzech latach modlitwy zostały wysłuchane. Wtedy to, przez dwadzieścia lat pomiędzy Wojnami Światowymi, Polacy krok po kroku odbudowywali swój dom. Niestety ich wysiłki okazały się daremne, gdyż w 1939 r. po raz kolejny przyszło nam stracić wolność, tym razem na sześć długich, pełnych niewyobrażalnych zbrodni lat. Ludziom w niewoli, czy to niemieckiej, czy rosyjskiej, jak i tym, którzy w jakiś sposób wymknęli się spod splamionych krwią łap najeźdźców ogromnie potrzebna była duchowa pomoc. Po raz kolejny przyszło im prosić Boga o ratunek, gdyż wydawało się, iż nic innego nie zdoła ich ocalić. Byli też i tacy, którzy wykrzykiwali w niebiosa cóż to za Bóg mógłby zesłać na ziemię taki koszmar? Jednak mimo przeciwieństw pełni wiary Polacy po raz kolejny wyrwali się z koszmaru wojny, lecz to co czekało ich po 1945 dalekie było ich marzeniom. Tym razem Polska, jako teoretycznie niezależne państwo zawarła braterskie porozumienie z wielką Rosją. I tak oto, na ponad 40 lat, znaleźliśmy się w niewoli. Odebrano Polakom prawo do wolności słowa, a nawet myśli. Wszelakie przejawy buntu przeciw zwierzchnictwu ZSRR spotykały się z licznymi represjami. Jednak przez lata nawet Sowietom nie udało się odebrać nam tego, czego nikomu tak naprawdę nigdy nie mogłoby się udać stłamsić w duszy prawdziwego Polaka. Wiary. Podczas tych trudnych lat kościół Polski rósł w siłę stając się ośrodkiem buntu przeciw nowemu najeźdźcy. Umacniając wiarę w Polakach, jak też i swoją pozycję zyskiwał coraz większy posłuch. Wydarzeniem przełomowym tej ery był wybór Polaka na papieża. Później mamy już strajki, solidarność i okrągły stół. W reszcie, w pamiętnym roku 1989, nasz kraj znów stał się niepodległy i samodzielny. Polacy po dziś dzień mogą czerpać pełną piersią daru wolności, upajać się nią. Ale czy aby na pewno?
Niestety, przez lata represji, niewoli, zbrodni i okrucieństw umknęło naszej uwadze coś, co niepostrzeżenie nastawało na wolność naszą i waszą. Kościół. „Ale to przecież bzdura! Kościół Katolicki uczynił w Polsce tyle dobrego, dodawał wiary i siły do walki.” – to byłaby zapewne typowa odpowiedź przeciętnego Polaka. Niestety, z własnych obserwacji i wyciągniętych zeń wniosków muszę zadać kłam temu twierdzeniu. Mianujemy się krajem wolnym, demokratycznym i solidarnym, lecz ja dodałbym jeszcze katolickim. Spójrzmy na to przez pryzmat danych – ponad 90% obywateli naszego kraju deklaruje wiarę katolicką. Konstytucja RP zapewnia wolność wyznania, lecz prawo prawem, a ludzie ludźmi. Niejednokrotnie spotkałem się z niedowierzaniem, czy pogardą deklarując swój ateizm. Jedni myśleli, że to przejaw młodzieńczego buntu, gdyż tak naprawdę, nie są w stanie pojąć jak można nie wierzyć w Boga. Inni, w szczególności ludzie w podeszłym wieku, których bez skrupułów nazywam „dewotami” mają w zwyczaju komentować mój wygląd, wytykać mnie palcem, porównywać do „satanistów”, czy „ćpunów” tylko dlatego, że nie przynależę do ich wyznania. Oto postawa „zagorzałego katolika”. Szkoda, że przez lata strasznych krzywd gdzieś w duszach bogobojnego ludu zaginęły w zapomnieniu nauki Jezusa. „Szanować bliźniego?” „Wybaczać?” „Zrozumieć?” „Przecież to cholerny ateista! Spalić go!” Gdybym żył, powiedzmy, tysiąc lat wcześniej, to pewnie ci dobrzy uczniowie Chrystusa tak by właśnie postąpili. Na szczęście to wyszło im już z nawyku.
Kolejnym grzechem kościoła (cóż za ironia) są bez wątpienia wieczna walka o względy polityczne i chęć manipulowania masami (co przyznam nieraz im się bez trudu udawało). Te praktyki, nasilone w średniowieczu, mają miejsce po dziś dzień, choć na mniejszą skalę. Kto bowiem w XXI wieku kojarzy Toruń, jako miasto Kopernika? Chyba tylko nauczyciele fizyki. Bowiem dziś należy ono do tych, którzy chcieli ongiś owego „kłamcę i bluźniercę” uśmiercić w imię Boże. Mówię oczywiście o bodaj najsłynniejszej w Polsce rozgłośni radiowej, Radio Maryja. Oto przykład, jak w prosty sposób manipulując ludzkim strachem przed śmiercią, jak i postacią faceta przybitego do krzyża można od naiwnych słuchaczy wyłudzać pieniądze, wpajać im konkretne przekonania polityczne, jak i nienawiść do pewnych grup społecznych i wyznaniowych. Dla mnie ojciec Tadeusz i jego radio, uosabiają siły piekielne, których ulubionymi grzechami są rozpusta, pycha, rządza władzy i ksenofobia. Co więcej wszyscy ci, można by rzec bez skrupułów, grzesznicy, znajdują się być ponad prawem. Bo czy nie jest w Polsce przestępstwem nawoływanie do nienawiści, oszustwa finansowe i manipulowanie ludźmi na wysokich stanowiskach? Niestety, jak widać, wiara w ludziach jest na tyle oślepiająca, że wydaje mi się nierealnym osadzenie ojca Rydzyka w więzieniu. W skrajnym przypadku doszłoby do zamieszek z udziałem ludzi w podeszłym wieku i naszego prezydenta.
Ale dość już o nich. Przejdę teraz do tego, co gryzie mnie najbardziej, jak też i jest jawnym dowodem na to, iż Polska to nie dość, że kraj pro-katolicki, to na dodatek łamiący zasadę wolności wyznania zagwarantowaną nam wszystkim przez Międzynarodową Kartę Praw Człowieka. A chodzi tu o coś tak błahego, jak religia w szkołach. Najpierw jednak rzućmy okiem na to jak ów przedmiot prowadzony jest za granicą. W większości cywilizowanych państw, jak Wielka Brytania, Kanada, Czy Stany Zjednoczona religia w szkole, to właściwie „wiedza o religii”. Uczą tam bowiem podstawowych zasad i dogmatów wszystkich ważniejszych wyznań świata podając uczniom jedynie informacje, na podstawie których są w stanie zweryfikować założenia każdej wiary nie będąc zmuszanymi do podążania podług zasad jednej z nich. W Polsce jednak nikt się aż tak nie stara. W naszych szkoła religia jest religią katolicką, bo jaką inna? „Przecież u nas każdy jest katolikiem z dziada pradziada.” Postawa wydawałoby się niegodna obywatela wolnego kraju, ale jednak. Dziecko, które uczęszcza na lekcje religii w Polsce nie dość, że uczy się tylko o jednym wyznaniu, ot jeszcze jest zobowiązane do brania czynnego udziału w życiu społeczności parafialnej. I na nic zda się bunt, bowiem ksiądz da jedynkę, proboszcz z ambony palce wytknie, a rodzice po tyłu dadzą diabłu jednemu. Smutne, acz prawdziwe. Po prawdzie jednak istnieje alternatywa – są nią lekcje etyki. Dzięki temu dziecko, któr nie chce uczęszczać na religię ma szansę zrekompensować to pobierając takowe lekcje. Jest tylko „malutki” problem. Mało która szkoła w Polsce, mimo iż ma taki obowiązek, jest w stanie zagwarantować uczniom klasy etyki. Dlaczego? Bo nie ma na to funduszy, bo brak jest nauczycieli, bo za mało chętnych. Koniec końców niekatolickie dzieci cieszą się, że uczą się mniej niż pozostali i mają wolny czas. Jest jednak i druga strona medalu – owe pociechy mogą spotykać się z prześladowaniami pogardą na tle religijnym za strony „dobrych katolickich dzieci”, a czasem nawet ich rodziców, czy przedstawicieli kościoła. I w takiej sytuacji (brak lekcji etyki) dochodzimy do sedna całej sprawy. Otóż od niedawna ocena z religii zaczęła się liczyć do średniej ocen na świadectwie, co moim zdaniem jest bezczelnym dowodem na to, iż kościół katolicki jest uprzywilejowanym wyznaniem w Polsce. Prawda bowiem jest taka, że w większości szkół by mieć szóstkę na koniec z religii wystarczy chodzić do kościoła, napisać sprawdzian (czyli z doświadczenia mogę powiedzieć, iż chodzi tu o odpisanie od tych miłych i mądrych katolickich dziewczynek), czy nauczyć się kilku religijnych regułek na pamięć, nawet nie próbując zrozumieć istoty swojej wiary. A i sama atmosfera na lekcjach religii przypomina nie raz dziką hulankę i totalny chaos, co moim zdaniem, doskonale ukazuje jak wielką wagę i wartość przywiązują do swojej wiary „prawdziwi polscy katolicy”. Ale wracając do sprawy oceny – zdobyć ową pozytywną, a nieczęsto i celującą jest bardzo łatwo nawet niczego się nie ucząc. I w tym miejscu przedstawię pewien hipotetyczny przykład, który dokładnie ukazuje punkt sporny. Otóż wyobraźmy sobie dwóch uczniów, czy to gimnazjum, czy szkoły średniej. Obaj uczą się systematycznie, mają dokładnie takie same wyniki. Jedyna różnica jest taka, że jeden z nich jest katolikiem, a drugi nie. Niestety, szkoła nie była w stanie zorganizować lekcji etyki, więc temu drugiemu odpadł jeden przedmiot. Ten pierwszy z kolei miał jedną ocenę więcej, właśnie z religii, i była to ocena celująca – nie jest istotnym w tej chwili w jaki sposób zdobyta. Istotny fakt jest taki, że średnia ocen pana małego katolika jest wyższa od średniej ocen jego kolegi i na ten przykład udało mu się uzyskać pasek na świadectwie. Obaj uczniowie kończą szkołę i chcą się dostać do wymarzonej szkoły kolejnego stopnia. No i udało się… Ale tylko katolikowi, gdyż pasek na świadectwie to dodatkowe punkty podczas rekrutacji. W ten oto sposób widzimy jak w Polsce ludność katolicka jest uprzywilejowana względem tej niekatolickiej. A to świadczy o złamaniu prawa o równości ludzi wszelkich wyznań. Jednak jest i światełko w tunelu, bowiem, z tego co przeczytałem w pewnym artykule na podobny temat w „Przekroju”, do Trybunału Praw Człowieka został skierowany pozew przeciw decyzji uwzględniania oceny z religii w średniej ocen na świadectwie w Polsce. I tej nadziei, jako szykanowany za swe niekatolickie przekonania obywatel katolickiego kraju, będę się trzymał. Bowiem to nie do pomyślenia, by takie działania miały miejsce w cywilizowanym kraju w centrum Europy, do tego państwie członkowskim UE, czyż nie?
Jak zatem widać żyjemy w dziwnym kraju, który z pozoru wolny nadal tkwi w chciwych szponach podłych ludzi, którzy tym razem wywierają nacisk w sposób z pozoru niezauważalny, kryjąc się za zasłoną Boga. W kraju, gdzie religię stawia się na piedestale, a ludzie religijni na co dzień zachowują się sprzecznie z naukami ich Mesjasza. I zastanawiam się tylko, czy Bóg, byłby dumny z takich czynów? Szczerze wątpię.